Jestem w trakcie kolejnego eksperymentu kulinarnego. Ponownie robię bezy. Tym razem użyłam moich dwóch młynków z Kotanyi: Karmel i Wanilia do kawy i deserów oraz Czekolada do kawy i deserów.
Do części bezów dodałam trochę słodkości z jednego młynka, do części z drugiego, w części wymieszałam oba.
Zrobiłam też bezy z cynamonem i czekoladą oraz szczyptą słodkiej papryki i czekoladą. Wszystko w małych ilościach na spróbowanie.
Już nie mogę się doczekać aż moje bezy się wysuszą i będzie ich można spróbować!
Podobny post
piątek, 29 marca 2013
czwartek, 28 marca 2013
O korporacjach
Przeczytałam ostatnio ciekawy artykuł. Zastanowił mnie głównie fragment, że: "To nie korporacja kogoś niszczy. Niszczy zgoda na wygodę."
Zastanawiam się na tym od jakiegoś czasu. Praca w korporacji ma wiele plusów: planowe urlopy, prywatna służba zdrowia, czasami darmowa kawa czy herbata lub dopłaty do obiadów. To na pewno może "rozpuszczać".
Z drugiej strony w korporacji trudno się wybić, zdobyć coś więcej. Nie zawsze jest tak, jak potocznie się wydaje, że pracując w dużej korporacji zarabia się duże pieniądze!
Korporacja też uczy nas, że mamy obowiązki, że musimy pewne rzeczy zrobić. I nie ma znaczenia, że ludzi jest za mało, że nie da się tego zrobić w przewidzianym czasie pracy. To bywa też frustrujące. Niezależnie od tego ile z siebie dajesz, i tak nikt tego nie zauważa i wymaga od Ciebie więcej.
Zastanawiam się na tym od jakiegoś czasu. Praca w korporacji ma wiele plusów: planowe urlopy, prywatna służba zdrowia, czasami darmowa kawa czy herbata lub dopłaty do obiadów. To na pewno może "rozpuszczać".
Z drugiej strony w korporacji trudno się wybić, zdobyć coś więcej. Nie zawsze jest tak, jak potocznie się wydaje, że pracując w dużej korporacji zarabia się duże pieniądze!
Korporacja też uczy nas, że mamy obowiązki, że musimy pewne rzeczy zrobić. I nie ma znaczenia, że ludzi jest za mało, że nie da się tego zrobić w przewidzianym czasie pracy. To bywa też frustrujące. Niezależnie od tego ile z siebie dajesz, i tak nikt tego nie zauważa i wymaga od Ciebie więcej.
środa, 27 marca 2013
Marzenia są niebezpieczne
(...) marzenia są niebezpieczne: parzą niczym ogień i czasami potrafią spalić.
Arthur Golden „Wyznania Gejszy”
Marzenia są niebezpieczne gdy pozwalamy im wzbić się w przestworza. Gdy zatracamy w nich siebie, teraźniejszość. Jeśli uciekamy nimi przed życiem.
Tworzymy nowe światy, nowe historie, nowe miejsca. Może jest tak jak w filmie "Między niebem a piekłem?" - sami tworzymy rzeczywistość wokół nas? Zarówno tą dobrą jak i tą złą? Dzieje się to, w co wierzymy?
Tak czy inaczej źle się zatracać w marzeniach. Może to spowodować chęć do zmian. A te nie zawsze są dobre czy potrzebne. Czasami trzeba życie przyjąć po prostu takim jakim jest. I jego dobre i złe strony. W końcu nasze marzenia zawsze pokazują tylko jego pozytywną część a w prawdziwym życiu nie ma tylko bieli i czerni. Jest też wiele odcieni szarości!
Arthur Golden „Wyznania Gejszy”
Marzenia są niebezpieczne gdy pozwalamy im wzbić się w przestworza. Gdy zatracamy w nich siebie, teraźniejszość. Jeśli uciekamy nimi przed życiem.
Tworzymy nowe światy, nowe historie, nowe miejsca. Może jest tak jak w filmie "Między niebem a piekłem?" - sami tworzymy rzeczywistość wokół nas? Zarówno tą dobrą jak i tą złą? Dzieje się to, w co wierzymy?
Tak czy inaczej źle się zatracać w marzeniach. Może to spowodować chęć do zmian. A te nie zawsze są dobre czy potrzebne. Czasami trzeba życie przyjąć po prostu takim jakim jest. I jego dobre i złe strony. W końcu nasze marzenia zawsze pokazują tylko jego pozytywną część a w prawdziwym życiu nie ma tylko bieli i czerni. Jest też wiele odcieni szarości!
poniedziałek, 25 marca 2013
Zambezia
Lubię bajki. W zeszłym tygodniu poszłam do kina na "Zambezię". Reklamowali ją jako film twórców "Madagaskaru". Myślałam więc, że będzie coś w rodzaju 'wyginam śmiało ciało' i tekstami typu "A to pies na baby: szczek szczek"
No i poszłam na bajkę z dziećmi ze szkoły podstawowej. Typową, zwykłą bajkę dla dzieci. Nic śmiesznego dla starszego widza. Żadnych wieloznaczności. Chciało mi się więc spać i jeszcze chwila i bym tą zachciankę spełniła (tylko na szczęście film się skończył)
Bajka fajna, ale bez fajerwerków!
No i poszłam na bajkę z dziećmi ze szkoły podstawowej. Typową, zwykłą bajkę dla dzieci. Nic śmiesznego dla starszego widza. Żadnych wieloznaczności. Chciało mi się więc spać i jeszcze chwila i bym tą zachciankę spełniła (tylko na szczęście film się skończył)
Bajka fajna, ale bez fajerwerków!
Życie moje...
Kiedy wyciągam rękę aby coś wziąć, cofam ją natychmiast gdyż wiem, że gdy to osiągnę, nie będę miał już do czego dążyć.
Gregorio Cortez
Jak łatwo pozostawić marzenia z młodości i po prostu 'żyć'. Nic nie zmieniać, każdy dzień czynić podobnym do poprzedniego. Jak łatwo zatracić się w nieposiadaniu marzeń albo w nie dążeniu do ich realizacji. Już samo 'dążenie' wymaga od nas przecież pewnego wysiłku. A my nie chcemy, nie lubimy, nie mamy siły tego wysiłku podjąć.
Jakże często nasze życie przypomina drogę na szczyt. Już nam się wydaje że go osiągnęliśmy a przed nami pojawia się kolejny zakręt, lub kolejna potężna góra do pokonania.
Gregorio Cortez
Jak łatwo pozostawić marzenia z młodości i po prostu 'żyć'. Nic nie zmieniać, każdy dzień czynić podobnym do poprzedniego. Jak łatwo zatracić się w nieposiadaniu marzeń albo w nie dążeniu do ich realizacji. Już samo 'dążenie' wymaga od nas przecież pewnego wysiłku. A my nie chcemy, nie lubimy, nie mamy siły tego wysiłku podjąć.
Jakże często nasze życie przypomina drogę na szczyt. Już nam się wydaje że go osiągnęliśmy a przed nami pojawia się kolejny zakręt, lub kolejna potężna góra do pokonania.
niedziela, 24 marca 2013
Ludzie
Ludzie, którzy lubią samotność, lubią też siebie. Ja nie lubię samotności i siebie.
Tadeusz Konwicki „Pamflet na siebie”
Lubię ludzi. Lubię z nimi przebywać, rozmawiać. Lubię uczyć się od nich, słuchać o ich marzeniach, przeżyciach, uczuciach. Lubię wymieniać się opiniami, poradami, doświadczeniami.
Wierzę, że ludzie z natury są dobrzy chociaż czasami mnie przerażają. Nie rozumiem jak można czerpać przyjemność z robieniu drugiej osobie świadomie i z premedytacją krzywdy.
Mimo wszystko wierzę, że warto z ludźmi przebywać i starać się żyć przyzwoicie.
Tadeusz Konwicki „Pamflet na siebie”
Lubię ludzi. Lubię z nimi przebywać, rozmawiać. Lubię uczyć się od nich, słuchać o ich marzeniach, przeżyciach, uczuciach. Lubię wymieniać się opiniami, poradami, doświadczeniami.
Wierzę, że ludzie z natury są dobrzy chociaż czasami mnie przerażają. Nie rozumiem jak można czerpać przyjemność z robieniu drugiej osobie świadomie i z premedytacją krzywdy.
Mimo wszystko wierzę, że warto z ludźmi przebywać i starać się żyć przyzwoicie.
czwartek, 21 marca 2013
Chris Botti
Książka – zresztą można to samo powiedzieć o filmie, o muzyce, ogrodzie, widoku ze szczytu góry – coś nam objawia. Objawić znaczy odsłonić. Ściągnąć zasłonę z czegoś, co już istnieje, to trochę co innego niż uczyć, jak lepiej żyć.
Paulo Coelho „Zahir”
Byłam wczoraj na fantastycznym koncercie Chrisa Botti w Zabrzu. To chyba najlepszy koncert na jakim w życiu byłam!
Było nieziemsko, magicznie, cudownie. Piękna muzyka, zabawa... Widać było, że dla muzyków to nie obowiązek ale sama przyjemność.
Długo się zastanawialiśmy czy możemy sobie pozwolić na taki wydatek. Najtańsze bilety były jak dla nas BARDZO drogie. Ale ten koncert był wart każdych pieniędzy.
Dodatkowo udało mi się zdobyć autograf. Szkoda, że nie miałam aparatu fotograficznego ze sobą bo Chris był bardzo a to bardzo otwarty na ludzi i te dzikie tłumy, które próbowały zdobyć jego autograf i zrobić sobie z nim zdjęcie lub zamienić dwa zdania.
A teraz fragment z mojego ulubionego koncert z Bostonu:
Koncert był po prostu 'czadowy'!
Paulo Coelho „Zahir”
Byłam wczoraj na fantastycznym koncercie Chrisa Botti w Zabrzu. To chyba najlepszy koncert na jakim w życiu byłam!
Było nieziemsko, magicznie, cudownie. Piękna muzyka, zabawa... Widać było, że dla muzyków to nie obowiązek ale sama przyjemność.
Długo się zastanawialiśmy czy możemy sobie pozwolić na taki wydatek. Najtańsze bilety były jak dla nas BARDZO drogie. Ale ten koncert był wart każdych pieniędzy.
Dodatkowo udało mi się zdobyć autograf. Szkoda, że nie miałam aparatu fotograficznego ze sobą bo Chris był bardzo a to bardzo otwarty na ludzi i te dzikie tłumy, które próbowały zdobyć jego autograf i zrobić sobie z nim zdjęcie lub zamienić dwa zdania.
A teraz fragment z mojego ulubionego koncert z Bostonu:
środa, 20 marca 2013
Przyjaźń
Zastanawiałam się ostatnio jak to jest z tą przyjaźnią. Na ile przyjaciel może wyrażać swoją opinię o nas, o wychowaniu przez nas dzieci, o tym jak postępujemy.
Z jednej strony na czyją szczerość możemy liczyć jak nie na przyjaciela? Czy to nie on przede wszystkim powinien rozmawiać z nami na tematy trudne, wrażliwe? Czy to on nie ma przede wszystkim prawa powiedzieć szczerze - robisz źle; albo - ja bym zrobił/a to inaczej?
Gdzie jest różnica między szczerością spowodowaną troską o nas a bezsensownym 'dowalaniem' (bo mogę). Czy jeśli już krytykujemy to nie powinna być to krytyka konstruktywna?
Na ile pozwalamy sobie kierować się zazdrością, zawiścią w tych kontaktach? I czy nadal jest to przyjaźń jeśli nie umiemy tej zazdrości (w złym sensie tego słowa) w sobie zadusić?
Im lepiej i dłużej kogoś znamy, tym łatwiej zrobić tej osobie przykrość. Z premedytacją. Wiemy gdzie uderzyć żeby zabolało. Ale czy powinniśmy to wykorzystywać? Wydaje mi się, że nie. Chyba że jest to uzasadnione troską i miłością do tej drugiej osoby.
Z jednej strony na czyją szczerość możemy liczyć jak nie na przyjaciela? Czy to nie on przede wszystkim powinien rozmawiać z nami na tematy trudne, wrażliwe? Czy to on nie ma przede wszystkim prawa powiedzieć szczerze - robisz źle; albo - ja bym zrobił/a to inaczej?
Gdzie jest różnica między szczerością spowodowaną troską o nas a bezsensownym 'dowalaniem' (bo mogę). Czy jeśli już krytykujemy to nie powinna być to krytyka konstruktywna?
Na ile pozwalamy sobie kierować się zazdrością, zawiścią w tych kontaktach? I czy nadal jest to przyjaźń jeśli nie umiemy tej zazdrości (w złym sensie tego słowa) w sobie zadusić?
Im lepiej i dłużej kogoś znamy, tym łatwiej zrobić tej osobie przykrość. Z premedytacją. Wiemy gdzie uderzyć żeby zabolało. Ale czy powinniśmy to wykorzystywać? Wydaje mi się, że nie. Chyba że jest to uzasadnione troską i miłością do tej drugiej osoby.
środa, 13 marca 2013
Zapasy na czarną godzinę
Dzisiaj pierwszy dzień od ponad dwóch tygodni spędzony bez Pucia. Miałam ambitne plany - nadrobić zaległości lekturowe. No i nie udało się. Zasnęłam nad książką. I cały dzień znów przeleciał przez palce. Jestem senna, otumaniona, smutna...
Zrobiłam szybki obiad. Dzisiaj mało zdrowo. Trzeba się było pozbyć konserw przechowywanych na 'czarną godzinę' (termin przydatności do spożycia zaczął się kurczyć) czyli: potop, trzęsienie ziemi, wojnę nuklearną, nagły barak dostępu do sklepu lub gotówki czy inne tym podobne sprawy (każdy może wybrać swój wariant).
Tak więc zagotowałam makaron, podsmażyłam dwie konserwy (już bez tłuszczu, bo mają go dość w sobie), dodałam cebulę, sos pomidorowy i ser pleśniowy (zwykłego nie miałam). Wszystko z datą ważności do kwietnia.
Wymieszałam sos z makaronem i obiad gotowy. Od czasu do czasu coś mało wyszukanego i niezdrowego (mam na myśli głównie konserwy) szkody wielkiej nie uczynią. A całość zrobienia obiadu zajęła mi z 20 min.
Do tego popijam zieloną herbatę przywiezioną prosto z Japonii wiele lat temu (pewnie już dawno po terminie ale na szczęście nie umiem tego odczytać a smakuje dokładnie tak jak kiedyś) i zaparzyłam rooibosa dla równowagi.
Zaraz muszę wyjść z domu a pogoda mało do tego zachęca tak więc dzisiaj coś z zimnej Norwegi; od razu przychodzą mi do głowy fiordy i lodowce
Zrobiłam szybki obiad. Dzisiaj mało zdrowo. Trzeba się było pozbyć konserw przechowywanych na 'czarną godzinę' (termin przydatności do spożycia zaczął się kurczyć) czyli: potop, trzęsienie ziemi, wojnę nuklearną, nagły barak dostępu do sklepu lub gotówki czy inne tym podobne sprawy (każdy może wybrać swój wariant).
Tak więc zagotowałam makaron, podsmażyłam dwie konserwy (już bez tłuszczu, bo mają go dość w sobie), dodałam cebulę, sos pomidorowy i ser pleśniowy (zwykłego nie miałam). Wszystko z datą ważności do kwietnia.
Wymieszałam sos z makaronem i obiad gotowy. Od czasu do czasu coś mało wyszukanego i niezdrowego (mam na myśli głównie konserwy) szkody wielkiej nie uczynią. A całość zrobienia obiadu zajęła mi z 20 min.
Do tego popijam zieloną herbatę przywiezioną prosto z Japonii wiele lat temu (pewnie już dawno po terminie ale na szczęście nie umiem tego odczytać a smakuje dokładnie tak jak kiedyś) i zaparzyłam rooibosa dla równowagi.
Zaraz muszę wyjść z domu a pogoda mało do tego zachęca tak więc dzisiaj coś z zimnej Norwegi; od razu przychodzą mi do głowy fiordy i lodowce
niedziela, 10 marca 2013
Gadżety kuchenne
Kolejny gadżet kuchenny w którym się zakochałam, ale na razie niestety są pilniejsze wydatki. Właściwie dobrze, że mam tylko tego typu gadżet-owe zachcianki.
Bezy
Dzisiaj znów zrobiłam chałki drożdżowe dla moich chłopaków. Pucio zjadł już na kolację (oczywiście z nutellą). I znów zostały białka, z których jak zawsze zrobiłam bezy. Mam już waniliowe, kakaowe, zwykłe, cynamonowe i dzisiejsze czyli waniliowo - pomarańczowe.
Jak zawsze ubijam białka z 3 jajek z małą ilością soli. Dodaje 150 g cukru. I dodatki wg uznania: cukier waniliowy, gorzkie kakao, cynamon czy tak jak dzisiaj olejek pomarańczowy (domowej roboty).
Na końcu dodaje kilka kropel soku z cytryny lub troszeczkę mąki ziemniaczanej (powoduje to, że masa nie opada)
Suszę w piekarniku ok 3 godz. Na szczęście bezy można długo trzymać. I nadają się np do deserów lodowych czy owocowych - do ich posypania (po poprzednim rozkruszeniu)
Podobny post
Jak zawsze ubijam białka z 3 jajek z małą ilością soli. Dodaje 150 g cukru. I dodatki wg uznania: cukier waniliowy, gorzkie kakao, cynamon czy tak jak dzisiaj olejek pomarańczowy (domowej roboty).
Na końcu dodaje kilka kropel soku z cytryny lub troszeczkę mąki ziemniaczanej (powoduje to, że masa nie opada)
Suszę w piekarniku ok 3 godz. Na szczęście bezy można długo trzymać. I nadają się np do deserów lodowych czy owocowych - do ich posypania (po poprzednim rozkruszeniu)
Podobny post
Słońce w ramionach wg Baczyńskiego
Jedna z naszych ulubionych Piosenek. Przynajmniej moich i Pućka (bo Dużego tu trudno wliczyć - nie do końca jego klimaty). Za to Pucio prawie zna ją na pamięć.
Zastanawialiśmy się dzisiaj na temat twórcy i prawa autorskiego. Do jakich absurdów może ono doprowadzić. Czy wolno nam np wgrywać na telefon mp3 przerobioną z ulubionej płyty i używać jako dzwonka? Czy wchodzi to jeszcze w dozwolony użytek czy już nie?
Jak bardzo prawo autorskie narusza możliwości rozwoju? Jak bardzo zamyka miejsce polemikom, zapożyczeniom, interpretacjom...
Czy więcej jest za czy przeciw. Wolałabym móc słychać muzyki w kawiarni z radia wiedząc, że właściciel nie ma obowiązku płacić kilku organizacjom. Wydaje mi się, że starczyłoby zapłacenie abonamentu lub po prostu zakup płyty.
Wracając do zamieszczonego na początku filmiku, to kiedyś przynajmniej było po co słuchać festiwali muzycznych...
sobota, 9 marca 2013
Możliwość zaistnienia
Poczucie humoru dobrze amortyzuje życiowe wstrząsy.
Phil Bosmans
Przed chwilą przeczytałam - znalazłam to zdanie w moim kalendarzu. I pomyślałam, że chciałabym mieć większe poczucia humoru! Coraz lepiej idzie mi śmianie się z własnych niedoskonałości i błędów. Ale jeszcze daleka droga przede mną w tej kwestii.
Ostatnio 'rzuciło mi się w oczy' że Internet, który jest wielkim śmietnikiem, w którym ciężko wyłowić prawdziwe perełki, daje nam coś, czego poprzednie pokolenia nie posiadały. Dar, możliwość zaistnienia, wyrażenia siebie!
Nie trzeba być wielkim pisarzem czy poetą żeby zaistnieć. Wystarczy tylko chcieć i mieć dostęp do sieci. Nawet jeśli się nie znajdzie wiele osób, które będą 'nas' czytały. Ślad tego, co robimy zostanie w sieci na wiele lat.
Kolejny raz próbując zostać użytkownikiem Google+ pojawiło mi się zaproszenie do dołączenia do grona znajomych osoby, której już nie ma. Osoby, która odeszła jakiś czas temu. Lecz jej profil, zdjęcie nadal istnieją. Jej ślad nadal jest wśród nas.
Prawdopodobnie ślad po tym co piszemy zniknie za kilka, kilkanaście lat z przepastnej sieci Internetu. Ale może ślad po naszym istnieniu zostanie na wieki umieszczony na serwerze w jakimś archiwum i po latach archeologowie będą na podstawie strzępków danych wyłowionych i odkurzonych z Internetu pisać wielkie referaty i prace badawcze?
Być może to scence fiction ale czy lot na księżyc też nie był kiedyś tylko wytworem wybujałej wyobraźni i czymś nie do ogarnięcia i pojęcia?
Phil Bosmans
Przed chwilą przeczytałam - znalazłam to zdanie w moim kalendarzu. I pomyślałam, że chciałabym mieć większe poczucia humoru! Coraz lepiej idzie mi śmianie się z własnych niedoskonałości i błędów. Ale jeszcze daleka droga przede mną w tej kwestii.
Ostatnio 'rzuciło mi się w oczy' że Internet, który jest wielkim śmietnikiem, w którym ciężko wyłowić prawdziwe perełki, daje nam coś, czego poprzednie pokolenia nie posiadały. Dar, możliwość zaistnienia, wyrażenia siebie!
Nie trzeba być wielkim pisarzem czy poetą żeby zaistnieć. Wystarczy tylko chcieć i mieć dostęp do sieci. Nawet jeśli się nie znajdzie wiele osób, które będą 'nas' czytały. Ślad tego, co robimy zostanie w sieci na wiele lat.
Kolejny raz próbując zostać użytkownikiem Google+ pojawiło mi się zaproszenie do dołączenia do grona znajomych osoby, której już nie ma. Osoby, która odeszła jakiś czas temu. Lecz jej profil, zdjęcie nadal istnieją. Jej ślad nadal jest wśród nas.
Prawdopodobnie ślad po tym co piszemy zniknie za kilka, kilkanaście lat z przepastnej sieci Internetu. Ale może ślad po naszym istnieniu zostanie na wieki umieszczony na serwerze w jakimś archiwum i po latach archeologowie będą na podstawie strzępków danych wyłowionych i odkurzonych z Internetu pisać wielkie referaty i prace badawcze?
Być może to scence fiction ale czy lot na księżyc też nie był kiedyś tylko wytworem wybujałej wyobraźni i czymś nie do ogarnięcia i pojęcia?
"Dzień mężczyzny ma swoje granice!"
Pomyślałam, że wracając do tematu dnie kobiet zahaczę delikatnie o dzień mężczyzny, który oczywiście ma swoje granice!
A troszeczkę bardziej romantycznie i nastrojowo:
piątek, 8 marca 2013
Dzień kobiet
(...) jedynym naprawdę pasjonującym stworzeniem, którego inteligencja jest inna niż nasza, jest...kobieta!
Bernard Werber „Imperium mrówek”
Przyjaciółka zapytała dzisiaj co dostałam na dzień kobiet. Powiedziałam, że 500 zł .... mandatu (bo dziś płaciłam:)
Jedno jest pewne. Ten mandat zapamiętam do końca życia!
Poza tym męczy mnie gigantyczna migrena z zawrotami głowy i proza życia. Ale migrena DUŻO bardziej. Właściwie zdominowała mój cały dzisiejszy 'świat'.
Bernard Werber „Imperium mrówek”
Przyjaciółka zapytała dzisiaj co dostałam na dzień kobiet. Powiedziałam, że 500 zł .... mandatu (bo dziś płaciłam:)
Jedno jest pewne. Ten mandat zapamiętam do końca życia!
Poza tym męczy mnie gigantyczna migrena z zawrotami głowy i proza życia. Ale migrena DUŻO bardziej. Właściwie zdominowała mój cały dzisiejszy 'świat'.
środa, 6 marca 2013
Na Tuska!
Kłopot z przeznaczeniem, niestety, polega na tym, że często nie uważa, gdzie wtyka palce.
Terry Pratchett “Zbrojni”
Nie wiem dlaczego tak jest w moim życiu że zawsze jak zaczyna się układać, do beczki miodu musi zostać dodana łyżka dziegdziu.
Jak zaszłam w ciąże z Pucinkiem, na drugi dzień po radosnej nowinie, ukradli mi samochód. Jak zaczęło mi się wreszcie coś w głowie układać to dzisiaj znowu wylano mi na głowę beczkę zimnej wody.
Dostałam w końcu pierwszy w życiu mandat. Pierwsza poważna stłuczka i wzywanie policji! Ja, która zawsze na pierwszym miejscu stawiam bezpieczeństwo mojego dziecka, dostałam mandat za narażenie go na niebezpieczeństwo. Życie czasami potrafi być bardzo ironiczne! Mandat... boli. Jeszcze bardziej boli to, że nie pomyślałam i mogło dojść do tragedii.
Człowiek zawsze jest tylko człowiekiem i może popełnić błędy. Ten na szczęście kosztował mnie 'tylko' 500 zł. Ale w tej cenie miałam okazję posiedzieć w wielkim policyjnym samochodzie z dość przystojnym acz mało życzliwym panem policjantem.
Pierwszy mandat w życiu. Ale za to od razu najwyższy możliwy. Art 97 kw.
Jak to powiedział Pan 'świadek': Widziałem, że ten Pan w Panie wjechał. Bezczelny! Mandat? To na Tuska! Na szczęście ja na niego nie głosowałem!
Terry Pratchett “Zbrojni”
Nie wiem dlaczego tak jest w moim życiu że zawsze jak zaczyna się układać, do beczki miodu musi zostać dodana łyżka dziegdziu.
Jak zaszłam w ciąże z Pucinkiem, na drugi dzień po radosnej nowinie, ukradli mi samochód. Jak zaczęło mi się wreszcie coś w głowie układać to dzisiaj znowu wylano mi na głowę beczkę zimnej wody.
Dostałam w końcu pierwszy w życiu mandat. Pierwsza poważna stłuczka i wzywanie policji! Ja, która zawsze na pierwszym miejscu stawiam bezpieczeństwo mojego dziecka, dostałam mandat za narażenie go na niebezpieczeństwo. Życie czasami potrafi być bardzo ironiczne! Mandat... boli. Jeszcze bardziej boli to, że nie pomyślałam i mogło dojść do tragedii.
Człowiek zawsze jest tylko człowiekiem i może popełnić błędy. Ten na szczęście kosztował mnie 'tylko' 500 zł. Ale w tej cenie miałam okazję posiedzieć w wielkim policyjnym samochodzie z dość przystojnym acz mało życzliwym panem policjantem.
Pierwszy mandat w życiu. Ale za to od razu najwyższy możliwy. Art 97 kw.
Jak to powiedział Pan 'świadek': Widziałem, że ten Pan w Panie wjechał. Bezczelny! Mandat? To na Tuska! Na szczęście ja na niego nie głosowałem!
wtorek, 5 marca 2013
Póki jeszcze czas niech szczęście błyśnie!
Dlaczego na tym świecie,
tak się czasem dziwnie plecie,
Że biedne serce jest wciąż w rozterce?
I mało tak radości bywa, szczęścia i miłości,
Lecz za to często można spotkać łzy?
(...)
Szczęście trzeba rwać jak świeże wiśnie,
Bo potem przyjdzie mróz i szczęście pryśnie.
Pustka w sercu, w duszy mrok
I tak do końca, za rokiem rok.
Szczęście trzeba rwać jak świeże wiśnie,
Póki jeszcze czas niech szczęście błyśnie.
Chwycić szczęście, co masz sił.
Kochać, żyć, na jawie śnić ten sen, co się w dzieciństwie śnił.
(...)
Walery Jarzębiec "Szczęście trzeba rwać jak świeże wiśnie"
Czasami jest tak, że jak się sypie to wszystko na raz. Czasami jest tak, że jak zaczyna się układać, to nagle zbiór rozsypanych puzzli zaczyna się układać w całość, w jeden obraz.
Na razie mam plan działania. Pewne marzenie do spełnienia. Puzzle zaczynają się układać. Co z tego wyjdzie? zobaczymy!
Wracając do domu samochodem spotkałam dzisiaj osobę, o której właśnie myślałam. Osobę, która wskazała mi pewną drogę. Puzzle zaczęły się układać. Mogłam tylko się przywitać, bo za mną już czekał kolejny samochód. Ale jeśli się uda, to właśnie dzięki Niej! Jeśli nie, to i tak jestem wdzięczna za radę i dobre słowo! Na razie działam. Małymi kroczkami idę do celu. Ziarno zostało zasiane. Czy coś z tego wyjdzie? może przyszły tydzień przyniesie odpowiedz..
A motto na dzisiaj? Słowa wyrwane z kontekstu ale w tym ujęciu tylko one mają wartość. A najważniejsze przesłanie dla mnie to teraz: Kochać, żyć, na jawie śnić ten sen, co się w dzieciństwie śnił!
tak się czasem dziwnie plecie,
Że biedne serce jest wciąż w rozterce?
I mało tak radości bywa, szczęścia i miłości,
Lecz za to często można spotkać łzy?
(...)
Szczęście trzeba rwać jak świeże wiśnie,
Bo potem przyjdzie mróz i szczęście pryśnie.
Pustka w sercu, w duszy mrok
I tak do końca, za rokiem rok.
Szczęście trzeba rwać jak świeże wiśnie,
Póki jeszcze czas niech szczęście błyśnie.
Chwycić szczęście, co masz sił.
Kochać, żyć, na jawie śnić ten sen, co się w dzieciństwie śnił.
(...)
Walery Jarzębiec "Szczęście trzeba rwać jak świeże wiśnie"
Czasami jest tak, że jak się sypie to wszystko na raz. Czasami jest tak, że jak zaczyna się układać, to nagle zbiór rozsypanych puzzli zaczyna się układać w całość, w jeden obraz.
Na razie mam plan działania. Pewne marzenie do spełnienia. Puzzle zaczynają się układać. Co z tego wyjdzie? zobaczymy!
Wracając do domu samochodem spotkałam dzisiaj osobę, o której właśnie myślałam. Osobę, która wskazała mi pewną drogę. Puzzle zaczęły się układać. Mogłam tylko się przywitać, bo za mną już czekał kolejny samochód. Ale jeśli się uda, to właśnie dzięki Niej! Jeśli nie, to i tak jestem wdzięczna za radę i dobre słowo! Na razie działam. Małymi kroczkami idę do celu. Ziarno zostało zasiane. Czy coś z tego wyjdzie? może przyszły tydzień przyniesie odpowiedz..
A motto na dzisiaj? Słowa wyrwane z kontekstu ale w tym ujęciu tylko one mają wartość. A najważniejsze przesłanie dla mnie to teraz: Kochać, żyć, na jawie śnić ten sen, co się w dzieciństwie śnił!
piątek, 1 marca 2013
Wyjść z obłędu - jakie to trudne
Wyjść z obłędu
to wyjść z labiryntu
bez żadnej nici Ariadny w ręku
- jakie to trudne.
Dlatego udaje się to niewielu.
Iluż z nas
do końca życia
będzie błądziło
ciemnymi korytarzami
swojego umysłu…
Bez nadziei,
coraz bardziej gorączkowo.
Aż upadnie zmęczone ciało.
Dusza zaś na pewno
opuści ciało z radością.
Ciało, które - myślę -
było dla niej też jakimś labiryntem,
w którym miotała się beznadziejnie.
Pozornie beznadziejnie.
Jan Rybowicz "Wyjście z obłędu"
Byłam ostatnio w kinie na "Poradniku pozytywnego myślenia". Film miał spełniać tylko jedno kryterium. Miał być optymistyczny. Jak to podsumowała koleżanka po seansie: Przynajmniej zakończenie było z 'happy endem'
Film ciekawy. O tym czym tak naprawdę jest szaleństwo. Jak często osądzamy ludzi po tym, że biorą leki, że leczyli się psychiatrycznie. Podczas gdy sami wcale nie jesteśmy mniej obłąkani od nich samych. Różnica jest tylko taka, że jedni o swoim obłędzie wiedzą, a drudzy uważają się za normalnych. Ale czym jest normalność?! Jak dużo zależy w naszym życiu od definicji tego pojęcia!
Osoby 'naznaczone' przynajmniej mogą mówić szczerze co myślą o otaczającym ich świecie. Nie muszą kłamać, mamić, udawać. W końcu i tak każdy wie, że są 'psychiczni', że są 'wariatami'. Zostali naznaczeni na całe życie więc nie muszą się już obawiać reakcji innych ludzi.
to wyjść z labiryntu
bez żadnej nici Ariadny w ręku
- jakie to trudne.
Dlatego udaje się to niewielu.
Iluż z nas
do końca życia
będzie błądziło
ciemnymi korytarzami
swojego umysłu…
Bez nadziei,
coraz bardziej gorączkowo.
Aż upadnie zmęczone ciało.
Dusza zaś na pewno
opuści ciało z radością.
Ciało, które - myślę -
było dla niej też jakimś labiryntem,
w którym miotała się beznadziejnie.
Pozornie beznadziejnie.
Jan Rybowicz "Wyjście z obłędu"
Byłam ostatnio w kinie na "Poradniku pozytywnego myślenia". Film miał spełniać tylko jedno kryterium. Miał być optymistyczny. Jak to podsumowała koleżanka po seansie: Przynajmniej zakończenie było z 'happy endem'
Film ciekawy. O tym czym tak naprawdę jest szaleństwo. Jak często osądzamy ludzi po tym, że biorą leki, że leczyli się psychiatrycznie. Podczas gdy sami wcale nie jesteśmy mniej obłąkani od nich samych. Różnica jest tylko taka, że jedni o swoim obłędzie wiedzą, a drudzy uważają się za normalnych. Ale czym jest normalność?! Jak dużo zależy w naszym życiu od definicji tego pojęcia!
Osoby 'naznaczone' przynajmniej mogą mówić szczerze co myślą o otaczającym ich świecie. Nie muszą kłamać, mamić, udawać. W końcu i tak każdy wie, że są 'psychiczni', że są 'wariatami'. Zostali naznaczeni na całe życie więc nie muszą się już obawiać reakcji innych ludzi.
Subskrybuj:
Posty (Atom)