niedziela, 30 lipca 2017

Slow Fashion Modowa rewolucja. Kupuj mniej, wyglądaj lepiej.

Książkę "Slow Fashion Modowa rewolucja. Kupuj mniej, wyglądaj lepiej" Joanny Glogazy pożyczyła mi koleżanka. Książka podziałała na mnie podobnie jak przed laty przeczytanie "Sztuki Prostoty" Dominique Loreau - w końcu zrobiłam porządek w szafie i pozbyłam się przynajmniej kilku niepotrzebnych, czy nielubianych (czyli nienoszonych) ubrań, których żal mi było wyrzucić z szafy. 

Kilku się pozbyłam, nie kupiłam torebki, nad którą się zastanawiałam od ponad miesiąca oraz poważnie zaczęłam myśleć nad rewolucją w swojej szafie (na razie pozbyłam się kilku rzeczy, ale na pewno nie tyle ile powinnam).

Często intuicyjnie wiemy, że zrobienie porządku w szafie pomoże nam się także poczuć lepiej samym ze sobą. Jednak brak czasu, chęci czy prostu motywacji powoduje, że wszystko zostawiamy jak jest i tylko nowe ciuchy dopychamy kolanem, żeby się zmieściły w szafie. A i tak chodzimy głownie w kilu rzeczach, które naprawdę lubimy. 

Dla wszystkich potrzebujących odpowiedniej motywacji książka Asi Glogazy będzie zakupem bardzo inspirującym i dodającym sił do zmian. Zawiera wiele cennych rad jak skomponować idealną garderobę, jak robić zakupy, na co zwracać uwagę oraz jak porazić sobie z chęcią niewyrzucania ubrań, których od dawna nie nosimy.

Nie taka Warszawa straszna jak ją (w Krakowie) malują

Namawiałam męża od kilu lat na wizytę w Warszawie. Bardzo chciałam zobaczyć Centrum Nauki Kopernik, poczuć klimat Warszawy, zobaczyć zmiany po latach (ostatni raz byłam na jeden dzień początkiem 2006 roku). Mąż ciągle odmawiał. Że Warszawa brzydka, że nijaka, że nic tam ciekawego nie ma, że drogo, że Warszawiacy przyjeżdżają do Krakowa, bo Warszawa nudna, szara i byle jaka... Mówiąc w towarzystwie, że chcę jechać do Warszawy słyszałam często "po co tam w ogóle jechać?" albo "Na wieś chcesz jechać?"

W końcu postawiłam na swoim. Pojechaliśmy na weekend do Warszawy. I było cudowanie. Chociaż troszkę... małomiasteczkowo (co brzmi dziwnie w kontekście stolicy). Ale może po prostu w takich miejscach byliśmy. 

Nie było dużo czasu na zwiedzanie. W sobotę wjechaliśmy na Pałac Kultury. Pucio, który widział go po po raz pierwszy, stanął oniemiały po wyjściu z metra. Zaliczył typowy "opad szczeny" i powiedział: Mamo, jakie to piękne! Słowa te mocno rozbawiły zarówno nas jak i okazyjnych przechodniów, którym dane było je usłyszeć. Cóż, mnie też się zawsze Pałac Kultury podobał.

Ciekawym doświadczeniem była wizyta w muzeum Fryderyka Chopina. Bardzo interesujące, multimedialne muzeum. Niestety mocno zawiodła mnie ilość niedziałających ekspozycji. Słuchawki z wyrwanymi kablami, lub po prostu niedziałające lub zupełnie wyłączone z powodu awarii. W miejscu dla dzieci gry na wielkich tabletach, które słabo reagowały lub nie reagowały w ogóle na dotyk. Mimo wszystko żałuję, że nie mogłam spędzić w tym miejscu więcej czasu (moje chłopaki się nudziły a i czas nas gonił)

Największe wrażenie wywarło na nas Centrum Nauki Kopernik oraz planetarium 3D. Zarówno my jak i nasz syn byliśmy zachwyceni i zawiedzeni że nie możemy spędzić tam więcej czasu. 

Warszawę na weekend polecam. Spędziliśmy tam cudowny czas i wróciliśmy z mocnym niedosytem. Pucio nawet żałuje, że nie mieszka w Warszawie!

Na koniec taka konkluzja mi przychodzi do głowy. Takie miejsce jak Centrum Nauki Kopernik powinno być w każdym większym mieście. Co więcej, Kraków mógłby się wiele od Warszawiaków nauczyć. W Warszawie widzieliśmy wiele ciekawych, bardzo często darmowych inicjatyw dla mieszkańców i turystów. A w Krakowie radnym się wydaje, że jeśli mamy zabytki, Wawel i dwa przynoszące straty stadiony to niczego więcej nie trzeba robić dla mieszkańców. 

W ogóle mam wrażenie, że poza ścisłym centrum Warszawa jest bardziej zielona i przyjazna dla mieszkańców niż Kraków.