sobota, 4 stycznia 2020

Spieniacz do mleka: SILVERCREST, TCHIBO, CLATRONIC

Jestem szczęściarą. Prawdziwą szczęściarą posiadającą cudownych przyjaciół. Narzekałam, że nie mam spieniacza do mleka. Takiego "na wypasie", elektrycznego. Prawdę mówiąc nie wiem po co mi taki. Głównie pijam espresso. Ale i tak chciałam mieć spieniacz. Trochę, żeby czasami wypić sobie kawkę z mleczkiem bez laktozy, trochę dla samego faktu posiadania kolejnego gadżetu kawowo-herbacianego. 

Marzył mi się indukcyjny spieniacz z Tchibo. Wygląda bardzo ładnie, ma go sporo moich koleżanek i sobie chwalą. Jedyny problem to cena. Dla mnie zaporowa - ok 250 zł.
 
Po dłuższym namyśle kupiłam spieniacz z Lidla - SILVERCREST. Nie wyglądał tak elegancko jak ten z Tchibo ale cena była bardzo atrakcyjna. Gdy go kupowałam kosztował niecałe 100 zł. W chwili gdy pisze ten post cena jest wyższa - 111 zł.
To było ogromne zaskoczenie i wzruszenie, gdy z okazji urodzin dostałam zarówno mój wymarzony spieniacz z Tchibo jak i kolejny spieniacz z firmy CLATRONIC MS 3654 - cena ok 167-204 zł. 
W ten właśnie sposób zostałam szczęśliwym posiadaczem trzech spieniaczy do mleka! Miałam więc szansę porównania tych modeli i sprawdzenia, który z nich jest najlepszy. 

Spieniacze są do siebie podobne jeśli chodzi o wysokość i tęgość. Chociaż spieniacz Silvercrest zajmuje najmniej miejsca, a ten z Tchibo najwięcej. 

Zarówno spieniacz z Silvercrest jak i ten z Tchibo mają wygodny uchwyt / rączkę do trzymania. Jest to bardzo wygodne przy użytkowaniu. Tej funkcjonalności nie ma spieniacz z Clatronica. 




Spieniacz z Silvercrest jest najmniejszy, niestety wg mnie w porównaniu z pozostałymi, wygląda najgorzej. Jest mało elegancki i nie przykuwa wzroku. Wygląda raczej mało zachęcająco. 
Jest za to najlepszy jeśli chodzi o spienianie mleka - a to w końcu najważniejsze! Spienia rewelacyjnie! Mleko wprost nie mieści się w szklance. Świetnie spienia zarówno mleko na ciepło jak i na zimno. Pianka trzyma się też najdłużej - porównując z pozostałymi dwoma spieniaczami
Bardzo ciekawie jest rozwiązane schowanie dodatkowego mieszadełka. Jedno trzymamy w spieniaczu w środku. Drugie możemy przyczepić do przykrywki. Dzięki temu rozwiązaniu na pewno mieszadełka nie zgubimy. Z drugiej strony, ponieważ dodatkowe mieszadełko jest umieszczone na wewnętrznej stronie przykrywki, za każdym razem po użyciu spieniacza - trzeba dobrze umyć również ten element.  
Spieniacz jest dość wygodny w użytkowaniu. Trzeba jednak bardzo dbać, żeby zachować go w czystości. Obudowa jest błyszcząca, wiec od razu widać wszystkie odbicia i niedomycia.  Należy też bardzo pilnować, żeby po każdym użyciu spieniacz dokładnie umyć. Próba podgrzania kolejny raz niewykorzystanego w całości mleka, powoduje, że przywiera do naczynia i się przypala.
Używanie spieniacza jest bardzo proste. Naciskając jeden przycisk wybieramy po kolei poziom spienienia mleka. Korzystałam jedynie z maksymalnego poziomu spienienia albo spieniania na zimno. Oba te cykle działają bezbłędnie. 
Wszystkie elementy ekspresu:



Spieniacz z Tchibo jest zdecydowanie najbardziej znany i polecany (przynajmniej wśród moich znajomych). Jest też najbardziej atrakcyjny jeśli chodzi o design. W kuchni prezentuje się bardzo elegancko i pasuje do wszystkich wnętrz. Wygląda jak produkt luksusowy. Jest też najbardziej przemyślany. 

Jak widać na zdjęciach spieniacz wygląda elegancko i wytwornie. Jest bardzo łatwy w użytkowaniu. Łatwo też zachować go w czystości. Ma jeden przycisk. Jeśli chcemy uzyskać pianę na ciepło - po porostu go włączamy. Pianę na zimno uzyskujemy przyciskając przycisk dłużej.
Z tyłu znajduje się miejsce na mieszadełka. Działają na magnes. Dobrze się trzymają, ale równocześnie łatwo je ściągnąć przy użyciu. Rozwiązanie proste i eleganckie. Bardzo wygodne. 
Jedyną, ale zarazem największą wadą tego urządzenia jest niestety fakt, że spienia bardzo słabo. Jest zdecydowanie najgorszy spośród testowanych przeze mnie spieniaczy. I to nie trochę słabszy. Rożnice są niestety duże. 
Na końcu spieniacz Clatronic. Jeśli chodzi o wygodę użytkowania - najgorszy. Jeśli chodzi o spienianie mleka - znajduje się pośrodku. Również cenowo znajduje się pośrodku opisywanych spieniaczy.
Jego dwie największe wady to brak rączki / uchwytu. Przez brak tej funkcjonalności jest najmniej przyjemny w użytkowaniu. Zamiast uchwytu jest pokryty materiałem / gumą dzięki której nie poparzymy się gorącym mlekiem. Dzięki tej gumie łatwiej jest też stabilnie trzymać spieniacz. Mimo wszystko uważam, że uchwyt jest po prostu wygodniejszy.
Kolejną dużą wadą jest też brak miejsca na schowanie mieszadełek, bardzo łatwo jest więc je zgubić albo przez przypadek zniszczyć. Widać, że projektanci nie do końca mieli pomysł na ten spieniacz. Niby fajny, ale brakuje kilku ważnych elementów. Wydaje się być również najmniej stabilny. Bałam się że mleko mi się z niego wyleje. 

Spieniacz ma dwa przyciski. Możemy spienić kawę na zimno i na ciepło.

Tak naprawdę ten spieniacz jest ciekawą alternatywą jeśli nie chcemy kupować ani najdroższego ani najtańszego spieniacza. Firma Clatronic wydaje się być bardziej znana od Silvercresta. Spieniacz wygląda całkiem fajnie. Spienia też lepiej od spieniacza z Tchibo, a w końcu o spienianie mleka tu w końcu chodzi. 
Przy testowaniu wszystkich spieniaczy używałam tego samego mleka bez laktozy, w tej samej ilości i temperaturze. 

Spieniacze stały koło siebie. Czas spieniania jest prawie identyczny. Różnice są naprawdę znikome. Każdy spieniacz ma ten czas ustawiony z automatu i ani nie możemy go przyspieszyć ani skrócić. 

Po spienieniu mleka zarówno na ciepło jak i na zimno różnice były dość spore. Spieniacz z Silvercresta w obu konkurencjach bił przeciwników na głowę. Mleko było najbardziej spienione a po odstawieniu najdłużej utrzymywało ten sam stan. Po ok 15 minutach zostało go spienionego tyle, ile mamy od razu po użyciu spieniacza z Tchibo.  
Mniejsza różnica była między spieniaczami z Tchibo i Clatronica. Na zdjęciach nie widać tego zbyt wyraźnie, ale spianiacz z Tchibo był niestety najsłabszy. 
Co może zaskakiwać laików, takich jakim byłam ja kupując spieniacz, to obecność dwóch mieszadełek. Używa się ich wymiennie. Jedno jest używane do spienienia mleka. Drugie przy jego podgrzaniu (żeby się nie przypaliło) np na zupę mleczną czy do kakao. 

W każdym spieniaczu nie powinno się ponownie podgrzewać mleka bez poprzedniego umycia urządzenia. 

Zakup dobrego spieniacza do mleka nie jest łatwym wyborem. W sklepie ocenić możemy jedynie po wyglądzie a jak widać w tym przypadku hasło "nie oceniaj książki po okładce" jest bardzo aktualne. Rozpiętość cenowa spieniaczy jest ogromna co niestety nie przekłada się na jakość spienionego mleka. 

Podsumowanie:

SILVERCREST:

zalety:

  • najmniejszy
  • miejsce na schowanie dodatkowego mieszadełka
  • najlepiej spienia mleko: zarówno ciepłe jak i zimne
  • najtańszy
  • miejsce na dodatkowe mieszadełko
  • możliwość wyboru różnego stopnia spienienie mleka

wady:

  • najbrzydszy, wygląda na produkt tani i mało luksusowy. 
  • dodatkowe mieszadełko zamontowane w miejscu, gdzie wciąż się brudzi. 


TCHIBO:

zalety:

  • najbardziej elegancki
  • bardzo przemyślany design (miejsce na schowanie mieszadełek z tyłu urządzenia

wady:

  • najgorzej spienia mleko
  • najdroższy


CLATRONIC: 

zalety:

  • Spienia lepiej niż spieniacz z Tchibo ale gorzej niż z Silvercresta
wady:
  • brak miejsca na przechowywanie mieszadełek (łatwo je zgubić)
  • brak uchwytu
  • drogi

niedziela, 18 listopada 2018

Camry - odkurzacz

Od dawna zastawialiśmy się nad automatycznym odkurzaczem. Nie mamy dywanów, progów, schodów. Warunki idealne dla takiego odkurzacza, szczególnie że brak schodów powoduje, że nie potrzebowaliśmy super wypasionego modelu. 

Od dawna od tego zakupu zniechęcały nas super wysokie ceny.  Jakiś czas temu został nam polecony odkurzacz Camry. Prosty, bez stacji dokującej, której nie mamy gdzie wstawić, w miarę tani no i... przetestowany. 

Zdecydowaliśmy się. Kupiliśmy odkurzacz i zaczęliśmy go regularnie używać. I tak używamy już ponad pół roku. 

W międzyczasie do naszej rodziny dołączył kot, sierściuch, więc i włosów jest zdecydowanie więcej do sprzątania.
Na początku zaskoczyło nas jak dużo dziennie odkurzacz zbiera pyłu i kurzu. Wcześniej wydawało nam się, że zawsze mamy w miarę posprzątane w mieszkaniu, tymczasem puszczając codziennie odkurzacz, za każdym razem pojemnik był prawie pełny. 

No własnie,.. pojemnik... u nas wypróżnia go Duży. Za każdym razem jak ja próbuje delikatnie pozbyć się śmieci... trafiają zamiast do kubła na śmieci, na podłogę. Widać, nie umiem tego ogarnąć a Duży radzi sobie z tym wyśmienicie. 

Nasz model po kilku dniach obijania się (od czasu do czasu) o ściany i meble, dostał delikatny tuning i zdobył gustowną gąbkę na przedzie.  Pomogło.
Jednym z minusów tego odkurzacza jest jego głośność. Nie mam porównania z innymi odkurzaczami tego typu, ale ten na pewno do cichych nie należy. A po pór roku używania tak się rozklekotał, że boje się czasami, że się rozsypie na kawałki. Na razie jednak szczęśliwie ciągle działa.

Nie spodziewałam się cudów po nisko budżetowym modelu więc nie jestem zawiedziona. Jestem wręcz bardzo zadowolona z efektów które widzę w mieszkaniu, szczególnie że odkurzacz jest niewielki i wymiata kurz z pod większości ilości szafek.  

To naprawdę fajny model dla osób, które nie chcą lub nie mogą sobie pozwolić na zakup drogich odkurzaczy. 

sobota, 1 września 2018

Jogurtownica z Lidla - SilverCrest

Za namową Dużego (który niewiedzieć dlaczego nazywa mnie Panią Gadżet) postanowiłam wrócić do pisania i założyć kolejny wątek na blogu - z gadżetami. 

Bardzo długo zastanawiałam się nad zakupem jogurtownicy. W sieci oglądałam dużo zdjęć i opisów. Wciąż jednak miałam wątpliwości. Często kosztowały ponad 100 zł, co dla mnie wydawało się kwotą zbyt wysoką. Do tego z opisów nie do końca wynikało jak się jej używa (miałam wątpliwości, czy nalewa się do pojemnika wody, czy nie).

Kiedyś robiłam jogurt za pomocą zwykłego garnka i termometru. Jednak szybko mi się znudziło ze wzg na długi proces, naturalny chłód w moim mieszkaniu oraz fakt, że musiałam tego doglądać. Nie jest to wybitnie trudny proces. Mimo to uważam, że jogurtownica ułatwia i upraszcza całą produkcję. 

W końcu zdecydowałam się na produkt marki SilverCrest, który sprzedawany jest w Lidlu. Mam zaufanie do tej marki. A że jogurtownica kosztowała niecałe 60 zł, uznałam że warto zaryzykować zakup. 
Jogurtownica jest bardzo prosta w obsłudze. Składa się z płyty grzejącej, pokrywki i 7 małych, szklanych słoiczków zamykanych na plastikową zakrętkę. 
Do całości wchodzi litr mleka, więc bardzo łatwe jest jego rozdzielanie. Nie nalewamy wody (jakby ktoś miał podobne wątpliwości jak ja kiedyś). Po prostu zamykamy słoiczki, nakrywamy pokrywkę, włączamy urządzenie i zostawiamy na kilka godzin (ja zazwyczaj zostawiam na noc).
Możemy jednorazowo włożyć kilka słoiczków lub wszystkie. Zdecydowanie, ze względu na zużycie prądu, najbardziej opłacalne jest od razu robienie jogurtu we wszystkich na raz. Nie jest to jednak konieczne. 
Słoiczki są szklane, jednak bardzo wytrzymałe. Muszę się przyznać, że na samym początku jeden słoik wylądował u mnie na podłodze (na kafelkach), odbił się, potoczył po kuchni... i na szczęście nawet się nie wyszczerbił.
A jak zrobić sam jogurt? Jest to bardzo proste. Ja robię jogurt na dwa sposoby. W pierwszym do słoiczków wkładamy po kilka łyżeczek kupnego (lub naszego już zrobionego) jogurtu i zalewamy mlekiem. Mieszamy, włączamy urządzenie i czekamy aż jogurt się zrobi.  
W drugim sposobie używam zakwasek jogurtowych kupionych w klepie ekologicznym. Do litra mleka używam połowę zakwaski z pojemniczka. Wkładam proszek do słoiczków, zalewam mlekiem i mieszam. Włączam urządzenie i czekam. 
Robienie własnoręcznie jogurtu daje dużo satysfakcji. Jednak trzeba pamiętać, że nie będzie to jogurt bardzo gęsty, gdyż nie dodajemy do niego zagęstników. Do robienia jogurtu nie nadaje się także mleko UHT.
Słoiczki z jogurtem są szczelnie zamykane. Możemy do niego dołożyć owoców lub płatków i bez przekładania do innego pojemnika zabrać ze sobą do szkoły lub pracy. 

Jestem bardzo zadowolona z tego zakupu. Stosunek ceny do jakości jest bardzo dobry!

niedziela, 22 października 2017

Cytaty

Dzięki cytatom, które dostałam od Gosi (dzięki raz jeszcze) i swoim zaległym - uzupełniłam stronę  -na razie do 9 września 2018 r. Jak odzyskam pożyczoną książkę i dopisze zaznaczone w niej cytaty - prawdopodobnie dotrę spokojnie do roku 2019. 

Mam takie dziwne uczucie i myśl, że dzięki internetowi, jeśli coś mi się stanie - moja strona będzie żyła jeszcze długo swoim własnym, wewnętrznym życiem. 

Chyba bliska perspektywa listopada oraz pogoda za oknem nastroiła mnie lekko melancholijnie. 


niedziela, 30 lipca 2017

Slow Fashion Modowa rewolucja. Kupuj mniej, wyglądaj lepiej.

Książkę "Slow Fashion Modowa rewolucja. Kupuj mniej, wyglądaj lepiej" Joanny Glogazy pożyczyła mi koleżanka. Książka podziałała na mnie podobnie jak przed laty przeczytanie "Sztuki Prostoty" Dominique Loreau - w końcu zrobiłam porządek w szafie i pozbyłam się przynajmniej kilku niepotrzebnych, czy nielubianych (czyli nienoszonych) ubrań, których żal mi było wyrzucić z szafy. 

Kilku się pozbyłam, nie kupiłam torebki, nad którą się zastanawiałam od ponad miesiąca oraz poważnie zaczęłam myśleć nad rewolucją w swojej szafie (na razie pozbyłam się kilku rzeczy, ale na pewno nie tyle ile powinnam).

Często intuicyjnie wiemy, że zrobienie porządku w szafie pomoże nam się także poczuć lepiej samym ze sobą. Jednak brak czasu, chęci czy prostu motywacji powoduje, że wszystko zostawiamy jak jest i tylko nowe ciuchy dopychamy kolanem, żeby się zmieściły w szafie. A i tak chodzimy głownie w kilu rzeczach, które naprawdę lubimy. 

Dla wszystkich potrzebujących odpowiedniej motywacji książka Asi Glogazy będzie zakupem bardzo inspirującym i dodającym sił do zmian. Zawiera wiele cennych rad jak skomponować idealną garderobę, jak robić zakupy, na co zwracać uwagę oraz jak porazić sobie z chęcią niewyrzucania ubrań, których od dawna nie nosimy.

Nie taka Warszawa straszna jak ją (w Krakowie) malują

Namawiałam męża od kilu lat na wizytę w Warszawie. Bardzo chciałam zobaczyć Centrum Nauki Kopernik, poczuć klimat Warszawy, zobaczyć zmiany po latach (ostatni raz byłam na jeden dzień początkiem 2006 roku). Mąż ciągle odmawiał. Że Warszawa brzydka, że nijaka, że nic tam ciekawego nie ma, że drogo, że Warszawiacy przyjeżdżają do Krakowa, bo Warszawa nudna, szara i byle jaka... Mówiąc w towarzystwie, że chcę jechać do Warszawy słyszałam często "po co tam w ogóle jechać?" albo "Na wieś chcesz jechać?"

W końcu postawiłam na swoim. Pojechaliśmy na weekend do Warszawy. I było cudowanie. Chociaż troszkę... małomiasteczkowo (co brzmi dziwnie w kontekście stolicy). Ale może po prostu w takich miejscach byliśmy. 

Nie było dużo czasu na zwiedzanie. W sobotę wjechaliśmy na Pałac Kultury. Pucio, który widział go po po raz pierwszy, stanął oniemiały po wyjściu z metra. Zaliczył typowy "opad szczeny" i powiedział: Mamo, jakie to piękne! Słowa te mocno rozbawiły zarówno nas jak i okazyjnych przechodniów, którym dane było je usłyszeć. Cóż, mnie też się zawsze Pałac Kultury podobał.

Ciekawym doświadczeniem była wizyta w muzeum Fryderyka Chopina. Bardzo interesujące, multimedialne muzeum. Niestety mocno zawiodła mnie ilość niedziałających ekspozycji. Słuchawki z wyrwanymi kablami, lub po prostu niedziałające lub zupełnie wyłączone z powodu awarii. W miejscu dla dzieci gry na wielkich tabletach, które słabo reagowały lub nie reagowały w ogóle na dotyk. Mimo wszystko żałuję, że nie mogłam spędzić w tym miejscu więcej czasu (moje chłopaki się nudziły a i czas nas gonił)

Największe wrażenie wywarło na nas Centrum Nauki Kopernik oraz planetarium 3D. Zarówno my jak i nasz syn byliśmy zachwyceni i zawiedzeni że nie możemy spędzić tam więcej czasu. 

Warszawę na weekend polecam. Spędziliśmy tam cudowny czas i wróciliśmy z mocnym niedosytem. Pucio nawet żałuje, że nie mieszka w Warszawie!

Na koniec taka konkluzja mi przychodzi do głowy. Takie miejsce jak Centrum Nauki Kopernik powinno być w każdym większym mieście. Co więcej, Kraków mógłby się wiele od Warszawiaków nauczyć. W Warszawie widzieliśmy wiele ciekawych, bardzo często darmowych inicjatyw dla mieszkańców i turystów. A w Krakowie radnym się wydaje, że jeśli mamy zabytki, Wawel i dwa przynoszące straty stadiony to niczego więcej nie trzeba robić dla mieszkańców. 

W ogóle mam wrażenie, że poza ścisłym centrum Warszawa jest bardziej zielona i przyjazna dla mieszkańców niż Kraków.

niedziela, 15 stycznia 2017

Haruki Murakami "Mężczyźni bez kobiet"

Muszę przyznać, że nie przepadam za opowiadaniami. Zdążę przyzwyczaić się do bohatera, polubić go, a opowiadanie się kończy. Często też mam wrażenie, że jak autor nie ma pomysłu na książkę, to pisze opowiadanie. Opisuje jakiś fragment historii na której zakończenie nie ma pomysłu. Kończy więc w środku nie zostawiając puenty ani nic co mogłoby pocieszyć czytelnika. I nawet nie chodzi mi o to, że te zakończenia są 'otwarte' a o to, że zazwyczaj są dziwne, skończone jakby w połowie. Jakby (właśnie) bez pomysłu.

Książka Haruki Murakamiego "Mężczyźni bez kobiet" jest podobna. Mimo wszystko bardzo mi się spodobały opowiadania w niej zawarte. Część bardzo mocno mnie poruszyła. 

Opowiadania są krótkie, co można uznać za zaletę jak nie ma się czasu ani ochoty na czytanie dłuższych pozycji.

Nie jest to może pozycja obowiązkowa, którą należy kupić i po prostu mieć. Ale na pewno polecam ją przeczytać.

niedziela, 30 października 2016

Saszetki zapachowe (pod poduszkę :)

Dzisiaj post na specjalne życzenie mojej siostry Małgosi (pozdrawiam!). Patent za to zaczerpnęłam od mojej przyjaciółki Ady (również pozdrawiam!)

Saszetki robi się bardzo prosto. Należy zaszyć w kawałku materiału - małej poduszeczce zioła. Ja tworzę swoją kompozycję ziołową z lawendy, macierzanki i rumianku. Suszone zioła kupuje w aptece. 

Wkład co jakiś czas wymieniam na nowy a poduszeczki piorę. 

Poduszeczki wkładam pod poduszki, aby pięknie nam pachniało podczas snu.

środa, 14 września 2016

Nowy blog

Zapadła w końcu decyzja. Powstał nowy blog. Tylko w tematach kosmetycznych.

Ten nadal zostaje bardziej prywatny, bardziej nastrojowy, bardziej osobisty.

Wszystkie posty kosmetyczne mają już swoje nowe miejsce na: http://kosmotycznie.blogspot.com/

Zapraszam :-)

niedziela, 4 września 2016

Zakrzówek - podsumowanie wakacji

Jak co roku, byliśmy dzisiaj na Zakrzówku. Po raz pierwszy nie rowerami a samochodem. Pucio nie jeździ jeszcze aż tak dobrze, żeby jechać tak daleko na rowerze.

Pogoda była piękna. Najedliśmy się jabłek. Trochę przywieźliśmy też do domu. Po drodze spotykaliśmy miłą panią z Radia Kraków i chwilę z nią porozmawialiśmy (jest szansa, na kolejny raz w lokalnym radio :-)

Sezon wakacyjny możemy więc oficjalnie zamknąć. Tradycji stało się zadość.

Pore Bubble Cleansing Mask - SKIN79

Zapraszam do nowego bloga:
http://kosmotycznie.blogspot.com/2016/09/pore-bubble-cleansing-mask-skin79.html