Czasami lubię gotować! Na prawdę lubię! Wkładam w to serce i eksperymentuje. Często wychodzi całkiem nieźle.
Dzisiaj ugotowałam makaron tagiatelle (żółto, zielony). Do tego ugotowałam brokuł, przysmażyłam pokrojoną w kostkę cukinię (bez cebuli, bo Duży zużył i się nie przyznał), dodałam wędzonego łososia i polałam sosem ze śmietany z przyprawami.
Wyszło całkiem nieźle! Jak to mówi Pucio: "Na prawdziwość"!
Jednak dzisiaj jest jeden z tych dni, ba nawet tygodni których gotować nie lubię! W których najchętniej uciekłabym z domu! Wsiadła do pociągu byle jakiego... W których żałuję, że urodziłam się kobietą! Bo to kobieta w naszej kulturze jest zobowiązana dbać o dom, dziecko, porządek, wypranie i wyprasowanie ubrań i za przyrządzenie ciepłego posiłku!
Jak coś szwankuje to na pewno wina gospodyni! Bo "taki mamy klimat". Czasami przygniata mnie ta odpowiedzialność! A jak już mam ochotę rzucić tym wszystkim w kąt, zająć się grą na gitarze, poczytaniem książki czy prozaicznym pomalowaniem paznokci przypominam sobie, że jestem MATKĄ! Że nie ucieknę od obowiązków!
Dodatkowo w naszej kulturze pro rodzinnej matka nie jest uznawana za dobrego pracownika. Nie jest dobrze opłacana; nie warto w nią inwestować! W końcu nie wiadomo kiedy dziecko zachoruje (nawet jeśli nie choruje) albo kiedy zajdzie w kolejną ciążę (nawet jeśli nie ma tego w planach).
Koniec końcem uświadamiam sobie, że nie stać mnie na jedzenie na stołówce, na super zbilansowane diety "pudełkowe", że nie mogę odpuścić! Po prostu nie ma jak! I nie widzę ucieczki od schematu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz