Kolejny film Woodego Allena. Od kilku lat chodzę namiętnie jego filmy. Z uporem maniaka nadrabiam również zaległości z czasów mojej zupełnej ignorancki tego tematu.
Zakochałam się w "O północy w Paryżu", bawili mnie "Zakochani w Rzymie''. Z podziwem i zaskoczeniem oglądałam "Zeliga".
W "Blue Jasmine" zachwyciła mnie rola Cate Blanchett. Grała niesamowicie! A właściwie nawet nie grała ona po prosu była tytułową Jasmine!
Jednak sam film, chociaż świetny wydał mi się bardzo przygnębiający. Ciężko go potraktować jako dobrą rozrywkę, poruszenie trudnych tematów w żartobliwy sposób.
Film był przejmująco smutny, nie dający nadziei, mówiący o naszych złudzeniach i o tym jak niewielkie szanse mamy na ich spełnienie. Jak bardzo nasze życie jest beznadzieje i jak niewiele możemy zrobić żeby to zmienić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz