Jadąc z Krakowa w piątek wczesnym popołudniem staliśmy ciągle w korkach. Wracając było znacznie gorzej.
Energylandia ma aspirację zostać polskim Disneylandem. Ja bym raczej nazwała to miejsce niedorobionym wesołym miasteczkiem.
A teraz po kolej:
- Koszt wejścia jest nieproporcjonalnie wysoki w porównaniu do naszych zarobków oraz do tego co park rozrywki nam oferuje
- Dodatkowa opłata za parking jest czystym złodziejstwem.
- Obsługa jest bardzo niemiła. Momentami wręcz arogancka.
- Park jest niedokończony (jakby został zbyt wcześnie otwarty). Brak jest dekoracji, atrakcji, zamaskowania konstrukcji.
- Nie ma informacji ile mniej więcej będziemy czekać na wejście do atrakcji (staliśmy ponad 30 min w jednej kolejce i nie doszliśmy nawet do połowy)
- Jest bardzo złe lub w ogóle brakuje oznaczenia co wieku od którego można wejść na atrakcję.
- Będąc z dzieckiem poniżej 3 lat nie mamy co liczyć na figlo-park lub 'dmuchańce'. Możemy liczyć na możliwość wejścia jedynie na 2-3 atrakcje
- Za wszystkie dodatkowe atrakcje trzeba płacić - chcemy wziąć udział w bitwie na balony z wodą? - musimy zapłacić za balony. Chcemy przesiewać piasek w wodzie i szukać skarbów? - proszę bardzo! Piasek kosztuje 5 zł.
- Nawet w strefie dla najmłodszych niektóre atrakcje są dostępne dopiero od 5 czy 6 lat. Pytanie więc brzmi co znaczy 'dla najmłodszych'?
- Może miałam pecha - ale jedna z kolejek (niby dostępnych dla dzieci) nie działała. To oczywiście się zdarza, ale w przypadku bardzo niewielu innych dostępnych atrakcji było to bardzo zauważalne.
- Kolejki są do wszystkiego. Do atrakcji oraz do punktów gastronomicznych (w sumie to też norma w tego typu miejscach ale dla mnie to była kropla przepełniająca kielich goryczy)
- Nie ma cienia. W upalne dni ciężko znaleźć miejsce do odpoczynku
- Brakuje placów zabaw, gdzie dzieci mogłyby 'przeczekać' kolejkę do atrakcji.